środa, 13 grudnia 2017

#3 Herbaciane Święta: moja ulubiona książka, przepis na pyszną herbatę i piszę własną powieść?

Tak moi drodzy, zostało już tylko 12 dni do Wigilii!
Uwielbiam zapach pierników, panoszące się wszędzie lampki choinkowe oraz rozbrzmiewające bez ustanku świąteczne przeboje. I chociaż wiele osób to męczy ja mogę jedynie wciąż krzyczeć z radości, bo wprost kocham bijące zewsząd ciepełko... Tak, klimatu grudnia, a w zasadzie Świąt nic nie zastąpi, bo jest to jedyny w swoim rodzaju czas pełen magii i niespodzianek i nie, nie chodzi tu o prezenty:) 
       Minęło dopiero 12 dni, a u mnie tyle się wydarzyło. Bardzo dawno nic tu nie publikowałam, ale za to udzielałam się trochę na moim instagramie, na który serdecznie Was zapraszam:

 @herbaciane_bookstagram

 Moja nieobecność została spowodowana przeprowadzką i zalanym komputerem(nie, nie przeze mnie, został zaatakowany wodą przez moją siostrę...). Na całe szczęście nowy komputer już mam i pomysł jak zrekompensować nieobecność także.
Od dziś do końca grudnia będę codziennie publikować posty w świątecznym klimacie:)
Całą grudniową serię nazwałam Herbacianymi Świętami, chociaż muszę przyznać, że nie tylko herbata będzie nam towarzyszyła w tym miesiącu:) Prim jest równie mocnym jak nie większym kawoholikiem... Tak to uzależnienie i miłośc bez dwóch zdań!


Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć trochę o moich inspiracjach, a właściwie głównie jednej książce i osobie, która wywarła niesamowity wpływ i wrażenie na moją osobę.
Jeżeli przyjrzeliście się uważnie powyższej fotografii zgadniecie bez trudu o czym mowa.
No tak... Tego jeszcze Prim Wam nie wyjawiła, a mianowicie iż uwielbia ona pewnego rudego pana, który przepięknie malował... Jest nim Vincent van Gogh, a książka o której mowa to "Pasja życia" Irving Stone. Na początku chciałam zrobić zwykłą recenzję, ale ta książka jest tak genialna, że wychodzi poza wszelką skalę oceny i aż brak mi słów aby ją opisać!
Ale zaraz, zaraz...Jak właściwie zaczęła się moja historia z Chrystusem Kopalni Węglowej?(Bo tak był nazywany przez górników w Borinage gdzie był kaznodzieją) Hmm... Zatem początek nie był wcale taki kolorowy i  z pewnością nie był pełen ochów i achów na widok jego twórczości, co w porównaniu z teraźniejszością jest hiperbolicznym przeciwieństwem. A wszystko zaczęło się od ogromnego obrazu ze słonecznikami w kuchni mojej babci, albo też tak zwanej - mojej drugiej mamy( dlaczego, będziecie mieli okazję się jeszcze dowiedzieć...). Jako mała dziewczynka nigdy nie potrafiłam zrozumieć zachwytu nad nim, ponieważ owe słoneczniki były dla mnie jedynie zwykłymi kwiatkami. Jako małe dziecko zachwycałam się abstrakcyjnym spojrzeniem Picassa, a następnie cudownemu Monetowi, którego z resztą nadal ubóstwiam. Dlatego też przechadzałam się dosłownie dzień w dzień obok niego z obojętnością...
Teraz minuta ciszy dla mojej głupoty... Nie no żartowałam,  lecimy dalej.





Moje kolejne spotkanie z van Goghiem odbyło się dopiero po latach. Będąc w szóstej klasie moja klasa dostała za zadanie wcielić się w Paryżan, którzy mogliby uczęszczać do kawiarenki z obrazu "Taras kawiarni w nocy" Vincenta. Wówczas dostrzegłam urok dzieła, ale wciąż było dla mnie tylko zapełnionym płótnem.
Po przedstawieniu temat van Gogha zupełnie nie zaprzątał mojej głowy i byłoby tak pewnie po dziś dzień, gdyby nie to, że moja mama wkroczyła do akcji... A zdarzyło się to w te wakacje, a dokładnie w sierpniu, kiedy leżałam w łóżku z 38 stopniami gorączki i marudziłam o zniszczonych wakacjach... I pewnie miałabym rację, gdyby do pokoju nie weszła moja  mama z TĄ książką w ręce o TEJ właśnie osobie. Szczerze powiedziawszy był to cud boski i zbawienie zarazem!
Z początku pochwyciłam książkę niepewnie, ale po telefonie od mojej babci zachwalającej pozycję i mojej mamy proszącej o recenzję po zakończonej lekturze otworzyłam, zaczęłam czytać i... wciągnęłam się bez reszty...



To jakie życie miał Vincent, jakim był człowiekiem, jak myślał i co na swej drodze musiał pokonać totalnie rozbroiło moje serducho i z oczu nierzadko popłynęły łzy lub zawitał grymas złości i niezadowolenia z okropnych ludzi, na których natrafiał malarz. Dodatkowo w lekturze i historii Vincenta odnalazłam bardzo wiele mądrych przemyśleń i twierdzeń, a przy okazji odnalazłam w van Goghu bratnią duszę, mnie z krwi i kości... To śmieszne, bo jak później się okazało zostałam "stworzona" w Amsterdamie(Vincent urodził się w Holandii), a rodzice śmieją się, że jestem reinkarnacją van Gogha.
Ale bez obaw! Jestem zdrowa na umyśle i nie grozi mi psychiatryk, ani odcięte ucho, chociaż żartobliwie mówię, że może powinnam już sobie znaleźć jakiś dobry szpital psychiatryczny! W prawdzie szczerze mówiąc nie zgadzam się z twierdzeniem, jakoby malarz miał chorobę psychiczną. On był po prostu wrażliwy i pełen emocji, entuzjazmu, a nieprzyjemności jakie go spotkały doprowadziły jego delikatną psychikę na  skraj wyczerpania i chociaż rozumiem jego decyzję, to nie popieram samobójstw absolutnie! Po poznaniu niezwykle pasjonującej opowieści o życiu Vincenta zupełnie inaczej patrzę się na jego twórczość. Nie są to już zwykłe malunki, ale wyraz prawdy, jaką nosił w sercu mój ukochany rudzielec. Jego technika jest również mistrzowska i niepowtarzalna, co dostrzegłam dopiero po wnikliwej analizie jego dzieł, z pewnością był przykładem geniusza, który odmienił świat sztuki... Gdybyście zapytali mnie z kim z przeszłości chciałabym porozmawiać, byłby to właśnie on. A jak zmienił mnie van Gogh? Poczułam się pewniej mając bratnią duszę, jest osobą tak niesamowicie inspirującą, że bez przerwy...  No właśnie co? Tego dowiecie się już za chwilę.



Najpierw zdradzę Wam prosty przepis na moją ulubioną zimową herbatkę... W prawdzie klasyczną herbatę z miodem i cytryną mogę pić 365/6 dni w roku, to królową zimy stanowczo jest ta mocno korzenna.
Jeżeli potrzebujecie się trochę rozgrzać, poczuć świąteczny klimat i może wykurować przed świętami tak jak ja, to mój Korzenny Miszmasz  Wam się spodoba! ( Albo jeżeli macie wątpliwości co do tego, co pijam w zimowe wieczory...)

KORZENNY MISZMASZ:

Koniecznie uroczy świąteczny kubek! Pełno ich np. w Home&You
Ja zazwyczaj piję w moim św. Mikołaju właśnie stamtąd.  

SKŁADNIKI:

  • Herbata, najlepiej zwykła czarna, bądź earl grey
  • łyżka/ 1,5  miodu(kto jak woli)
  • cytryna, ja dodaję zazwyczaj 1 połówkę, ale to ja lubiąca kwaśne rzeczy, więc dodajcie tyle ile lubicie
  • kilka goździków dla smaku
  • kawałek korzenia imbiru
  • trochę soku z pomarańczy(można dodać również mandarynkę, ale ja wolę pomarańczę)
  • szczypta kardamonu i/lub sproszkowanego imbiru
WSZYSTKO RAZEM WYMIESZAĆ I GOTOWE!

PAMIĘTAJCIE O DOBREJ KSIĄŻCE! MOŻE BYĆ ŚWIĄTECZNA, ALE NIEKONIECZNIE, BO WIEM, ŻE NIE KAŻDY SIĘ W TAKICH ODNAJDUJE:)




No dobrze to teraz poproszę o uwagę i fanfary, bo mam ważną informację!
Jednocześnie odpowiedź na pytanie, do czego zmotywował mnie Vincent van Gogh...
Hmm... To może zacznijmy od początku i trochę przetrzymam Was w niepewności o co chodzi...
W wakacje pomiędzy drugą a trzecią klasy podstawówki podjęłam bardzo ważną decyzję. I chociaż to co zrobiłam było dziecinne, to jednak odkryłam nieświadomie swoją pasję życia i swoje w pewnym sensie powołanie. W tej decyzji i dziecięcych marzeniach trwałam przez całą podstawówkę, ale traktowałam to po prostu jak zabawę, nic poważnego. Lampka zapaliła mi się w głowie, gdy nieświadomie wygrałam pewien konkurs wojewódzki, do którego zgłosił mnie mój nauczyciel... Możecie sobie wyobrazić moje niedowierzanie w tamtej chwili. Właściwie potem przez następne dwa lata moja działalność się zawiesiła, ale marzenie miałam wciąż w głowie. Oczywiście moja klasa słysząc je wyśmiewała się ze mnie, nie wierząc, że kiedyś je spełnię. Aż wreszcie nadszedł mój rudy malarz i zakotwiczył w moim sercu słowa "Każdemu człowiekowi Bóg wyznacza jego drogę". Vincent pomógł mi odkryć, że moją drogą jest właśnie to, co porzuciłam, stopniowo dochodziłam do takiego wniosku, aż w końcu zostałam napełniona swoją własną bezgranicznie mocną PASJĄ ŻYCIA i tak natchniona i zmotywowana, trzymając Vincenta pewnie za rękę ruszyłam w świat...



Ruszyłam i ile razy miewam potknięcia, czytam przemyślenia Vincenta i moje serce zaczyna się śmiać, bije żywiej, radośniej, a przepełnione jest niezłomną chęcią tworzenia. Tak... Może kilku z Was już domyśla się jaką ważną decyzję powzięłam mając jakieś osiem lat... Zaczęłam pisać własną powieść, tak dziecinnie błahą i niepoważną, ale jednak ważną. Aktualnie pracuję nad powieścią, którą streszczę Wam zarz w kilku słowach i może wstawię kiedyś kilka pierwszych rozdziałów... Z pewnością podzielę się playlistą, która towarzyszy mi nieodłącznie przy wymyślaniu fabuły!

"Nipson anomemata me monan opsin" 

(gr. Zmyj grzechy, nie tylko twarz) i nie, nie jest to książka religijna...

Na czterech kontynentach wybucha wojna, nietypowa, bo pozbawiona ofiar w żołnierzach i mieszkańcach, a jedyną ceną jest wylana krew władcy, który ma obowiązek stawić się w pojedynku. 
Pod nieobecność króla w królestwie Heallaeris dochodzi do serii brutalnych morderstw, a wszystkie ślady prowadzą do Cathemaris, córki wpływowego dworzanina. Dziewczyna jednak wie, że nie jest winna i udaje się w podróż do odległego królestwa, w którym prawdopodobnie odnajdzie prawdziwego zabójcę... Jednak pościg trwa, kat stoi nad głową, a czasami okazuje się, że prawda może być mroczniejsza niż się wydawało... Czy Cathe odnajdzie zabójcę nim krew pokryje cały kontynent? Tymczasem chodzą pogłoski o ukrywających się Nocnowidzących i magii uciekającej przez palce władcy Heallaeris oraz owdowiałej królowej... Jak wielki mrok mogą skrywać dworskie podszepty? Jak wiele pochłonęła puszcza? I  czy na prawdę jesteśmy tym kim nam się wydaje?

Mam nadzieję, że opis chociaż trochę Was zaciekawił:) Ja jestem na maksa podekscytowana i aż chcę skakać z radości!



W dzisiejszych Herbacianych Świętach to wszystko i niestety muszę się z Wami pożegnać, ale do zobaczenia jutro! Żywię ogromne nadzieje, że Wam się podobało, bo ja pisząc ubawiłam się niesamowicie! Chciałabym Was zaprosić na moje wszystkie social media, jeśli chcecie być na bieżąco i kontakt, jeżeli chcielibyście ze mną o czymś porozmawiać:)
Oczywiście nie zapomnijcie skomentować, bo to daje niesamowitego kopa i energię do działania!
Możecie zadawać pytania do Mnie jeżeli jakiekolwiek posiadacie, na wszystko odpowiem!
Pozdrawiam Was, ściskam i ślę buziaki
Wesołych Świąt kochani!
Olcia/Prim:3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw komentarz! Daje niezłego kopa do dalszej pracy i zapewniam cię, że zostanie on odwzajemniony i doceniony!

#7 "Flamingi gryzą jak musztarda", czyli konkurs u Emmy Profond

Witam Was moi drodzy po dłuższej przerwie, nad czym bardzo ubolewam, albowiem pisanie tutaj sprawia mi ogromną przyjemność i bardzo żałuję, ...